Niniejszy serwis wykorzystuje pliki cookie. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację tego stanu rzeczy.

WTAJEMNICZENI / Kino letnie

Kino plenerowe na Dziedzińcu Lorentza / Tadeusz Sobolewski poleca

„Uczta Babette”, „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Klauni” Felliniego, „Powiększenie”, ”Pan Turner”, „Noc amerykańska”, „Czarodziejski flet”… Te filmy pozwalają uchwycić moment, w którym życie staje się sztuką, a może raczej sztuka życiem. Bohaterami i bohaterkami tych klasycznych już filmów są nie tylko artyści i artystki, ale zwykli „zjadacze chleba”, którzy stają się wspólnikami artystów, a czasem – bohaterami ich utworów.


Wtajemniczeni – taki tytuł letniego przeglądu filmów zaproponował jego autor, krytyk filmowy Tadeusz Sobolewski. Bohaterami wybranych ośmiu arcydzieł kina są artyści. Bo kim, jak nie artystą, opowiadaczem fabuł jest Naczelnik Cyganów z „Rękopisu…”? Artystką jest Paryżanka Babette, niegdyś szefowa najwykwintniejszej restauracji, która przekona purytanów z duńskiej wioski, iż jej dania też mogą być rodzajem modlitwy.
Bohaterami filmów, które dla Państwa wybraliśmy na osiem letnich wieczorów są klauni, malarze, fotografik, wreszcie sami filmowcy. Wszyscy oni, każdy na swój sposób, usiłują sforsować granicę między rzeczywistością a sztuką. To, co było w życiu chaosem, nabiera kształtu i sensu tylko dlatego, że zostało opowiedziane, pokazane.
Wtajemniczenie, do którego prowadzi nas sztuka, polegałoby na uchwyceniu tej niezwykłej chwili, w której życie i sztuka zamieniają się miejscami. Wchodzimy wtedy jakby do wnętrza fikcji, oglądamy naraz sztukę od strony życia i życie od strony sztuki. Możemy wtedy lepiej pojąć słowa Oscara Wilde’a z jego eseju „De profundis”: „sztuka była dla mnie prawdziwsza od prawdy, rzeczywistsza niż rzeczy są nam rzeczywiste”.
Proponowane przez nas filmy przerzucają pomost między autorem a odbiorcą, a nas – widzów, włączają do gry.

 

Program projekcji

UCZTA BABETTE – reż. Gabriel Axel, 1987, 1h 43min
11 lipca 2021, godz. 21.00
Słowo wstępu Tadeusz Sobolewski i Zbiegniew Benedyktowicz


Są dwa legendarne filmy, skądinąd  bardzo różne, zawierające tak zmysłowe sceny jedzenia: „Tom Jones” i „Uczta Babette”. W duńskiej ekranizacji opowiadania Karen Blixen w sekwencji wieczerzy widz czuje się zaproszony do stołu i ugoszczony po królewsku. Ta przedziwna kolacja, wydana w ubogiej wiosce na Jutlandii, przez Paryżankę, ku pamięci pastora, miejscowym wiernym wyda się szatańską pokusą. Ale tej nocy wszystko się łączy, staje się jednością: sztuka i religia, duch i ciało, żal i wdzięczność. I można uwierzyć, że przepiórki „aux sarcophages” są tym samym arcydziełem, które przyrządzała w Cafe Anglais słynna Babette. Artystka.



MR TURNER – reż. Mike Leigh, 2014, 2h 30min
18 lipca 2021, godz. 21.00
Słowo wstępu Tadeusz Sobolewski i Agnieszka Rosales


Timthy Spall jako Turner w filmie Mike’a Leigh jest tak swoisty, tak charakterystyczny w cechach, jak bohaterowie współczesnych filmów Leigh. – taksówkarz-filozof, z filmu „Wszystko albo nic”, jak fotograf  z „Sekretów i kłamstw”.
Ten wielki malarz w oczach niektórych uchodzi za prostaka, gbura, egoistę. Ale zna swoją wartość. Zmierza prosto do celu, jaki  sobie wyznaczył. Reżyser nie musi go bronić, ani stawiać mu pomnika. Jest z nim w komitywie, tak jak zwykle z bohaterami swoich filmów.
Pan Turner, maniak światła, czciciel słońca - wychodzi  rano do pracy razem z robotnikami. Objuczony sprzętem, ze sztalugami  na plecach, w cylindrze, charcząc jak zwykle, idzie  do słońca, jak do bóstwa.
To samo światło słoneczne, którego tajemnice  pragnie przeniknąć w malarstwie, tu połączyć dwie strony rzeczywistości. To samo słoneczne światło jest obiektem mistycznego kultu Turnera, ale zarazem  jest symbolem „okrutnego bóstwa”.
Podczas burzy morskiej Turner każe się prometejskim gestem przywiązać do masztu, żeby móc obserwować burzę od środka, stać się nią, i móc ją namalować. Nawet, jeśli ta scena  jest zmyślona, już  pozostanie w biografii malarza, ponieważ zrealizował ją  wielki reżyser.


POWIĘKSZENIE – reż. Michelangelo Antonioni, 1966, 1h 51min
25 lipca 2021, godz. 21.00

Słowo wstępu Tadeusz Sobolewski i Weronika Kobylińska

O filmach Antonioniego Roland Barthes powiedział, że przypominają mu obrazy Matisse’a. Kiedy malował drzewo, zdawało się, że maluje też pustkę między gałęziami. Czuje się tę pustkę w filmach Antonioniego. Czy jest to pustka „dobra” czy „zła?” Czy jest to pustka medytacyjna? Czy pustka nowoczesnego świata? W „Powiększeniu” londyński fotografik mody traktuje świat jako model do fotografowania. Zdarza mu się przygoda, która pokazuje granice jego sztuki, granice poznania możliwości poprawy świata przez artystów. Jest nad czym pomyśleć w londyńskim parku, przy szumie drzew i stuku niewidzialnej piłeczki, którą bawią się artyści pantomimy.
Londyn lat 60. modny, otwarty, „swingujący” przypominał wielką galerię sztuki. W tym filmie czają się jednak zagrożenia, których my jesteśmy świadkami.


KLAUNI – reż. Federico Fellini, 1970, 1h 32min
1 sierpnia 2021 godz. 20.00
Słowo wstępu Magdalena Felis


Jeśli wierzyć Felliniemu, powymierały dynastie  klaunów, a dawne wielkie budynki cyrkowe, należące do pejzażu europejskich miast, stoją pozamykane. Na dobrą sprawę, to właśnie kino Felliniego stało się schronieniem klauna. Telewizyjny pseudodokument „Klauni” jest manifestacją takiego stosunku do świata, gdzie głupstwo, niestosowność, naiwność okazuje się ratunkiem. Obraz świata widzianego na opak niesie jakiś zbawczy sens. Fellini miał niezwykłą zdolność ukazywania rzeczywistości z zaskoczenia, widzianą jakby pierwszy raz.  Czy nie takim rozbrojeniem tragizmu są  wielkie finały jego filmów: uśmiech przez łzy w „Nocach Cabirii”? Korowód z „Osiem i pół”?  Wesele Gradiski w „Amarcordzie”? Pokaz mody kościelnej w „Rzymie”? Krzyk wujaszka „ja chcę kobiety!”, którego sprowadza z drzewa na ziemię maleńka zakonnica w „Amarcordzie”?  Anita Ekberg w  fontannie di Trevi? Ekipa Felliniego, włącznie z nim samym, przypomina grupę klaunów. Wielcy artyści cyrku odgrywają przed kamerą Felliniego swoją starość – jest to zarazem wzruszające i śmieszne, ponieważ w ich starczej mimice rozpoznajemy dawny kunszt i widzimy, jaką charakteryzację narzucił im czas. Karnawałowy pogrzeb błazna rozegrany jest z cyrkową przesadą, aby w ostatniej arii na trąbkę, przypominającej „La  stradę”, osiągnąć  najczystszy ton. 

 


RĘKOPIS ZNALEZIONY W SARAGOSSIE – reż. Wojciech Has, 1965, 3h 2min
8 sierpnia 2021, godz. 20.00

Słowo wstępu – Tadeusz Sobolewski


W tym filmie nic nie zdarza się naprawdę. To, co oglądamy, przypomina kostiumowy romans, film płaszcza i szpady, kryminał, horror. Ale nie mamy do czynienia z parodią. Sprawa  jest  poważna. Nie tylko bohater, kapitan gwardii walońskiej Alfons van Worden, ale także widz zostaje poddany eksperymentowi. Posuwając się w głąb fikcji, odczytując  pozostawione po drodze znaki, tracimy poczucie rzeczywistości. A może  to rzeczywistość ulega rozwarstwieniu? Niewinne na pozór opowiadanie, snute dla zabicia czasu, zaciera granicę między tym, co realne i idealne.
Nie tylko główny bohater – właściwie antybohater – grany przez Zbyszka Cybulskiego, ale także widz znajduje się w pułapce. Nie ma możliwości ruchu. Naczelnik Cyganów (Leon Niemczyk) zakończył swoją opowieść. Nie możemy z nim wrócić do Madrytu. Drogi Sierra Morena podobno patroluje Inkwizycja. Droga do baśniowego świata Gomelezów również pozostaje zamknięta. Dotykając idealnej rzeczywistości, Has zarazem ukazuje jej iluzoryczność, jak i rozpad. Więc nie ma powrotu do utopii Gomelezów? Symbolika lustra podsuwa drogę wyjścia: prawdziwy świat, ten za którym tęsknisz, jest nie na zewnątrz, ale wewnątrz ciebie. Droga do niego prowadzi przez sztukę. Przygoda Van Wordena jest przygodą artysty, a także przygodą nienasyconego widza.
Dlaczego to eskapistyczne kino było nam tak bliskie? Odbijaliśmy się od rzeczywistości jak od trampoliny. Has swoimi filmami pomagał nam dokonywać „grzesznych manipulacji”, „mityzacji rzeczywistości” – mówiąc językiem Schulza. Uczyliśmy się od niego negować rzeczywistość w imię czegoś, co „nie było ani rzeczywistością, ani snem”. „Rękopis” robił furorę w świecie. Jego wielbicielami byli: Luis Buñuel, Martin Scorsese, Francis Ford Coppola.


CZARODZIEJSKI FLET – reż. Ingmar Bergman, 1975, 2h 15min
15 sierpnia 2021, godz. 20.00
Słowo wstępu Aleksander Laskowski


Jeżeli WIELKIM filmowym testamentem Ingmara Bergmana jest „Fanny i Aleksander”, to za  „mały testament” należałoby uznać ekranizację „Czarodziejskiego fletu” Mozarta – baśń o  zwycięstwie miłości, a zarazem marzenie o teatrze. Akcja filmu ogarnia scenę, kulisy i widownię  Królewskiego Teatru.  W interpretacji Mozartowskiej opery, pełnej komizmu i uroczej naiwności dawnego teatru z jego udawanymi strachami, jest jednak, podobnie jak w „Fanny i Aleksandrze” – element bergmanowskiego pesymizmu. Królowa Nocy na czele swoich wojsk zawsze będzie atakować Sarastro, króla slońce. Gdy Tamino i Pamina przechodzą przez piekło, potępieńcy skręcając się w makabrycznym balecie, wyciągają ręce w stronę kochanków. Tacy są zazwyczaj bohaterowie Bergmana – ludzie tkwiący w ziemskim piekle, gdzie panuje nieubłagany rozdział między światłem a cieniem, między rodzicami a dziećmi, mężczyzną i kobietą. Lecz podszewką twórczości Bergmana jest  Mozartowska wiara, że słońce rozprasza ciemności, a miłość  czyni człowieka równym Bogu. „Miłość jest przyprawą naszego życia… Nic szlachetniejszego niż mężczyzna i kobieta …Połączeni, sięgają  Bóstwa…”.
W dokumencie o realizacji „Czarodziejskiego fletu” widać, ile radości sprawiała Bergmanowi praca nad tym filmem. Z jakim przekonaniem wykładał ekipie tajemnicze credo opery Mozarta i międzyludzki sens odbywającej się tam ceremonii religijnej, nie mającej odpowiednika w żadnym kościele.



NOC AMERYKAŃSKA – reż. Francois Truffaut, 1973, 1h 56min
22 sierpnia 2021, godz. 20.00

Słowo wstępu Grażyna Torbicka i Tadeusz Sobolewski

Na pytanie o najlepszy fabularny film o kinie kiedyś odpowiedź była oczywista: „Osiem i pół”  Felliniego.  Tak jakby Felliniemu udało się znaleźć metodę bezpośredniej transmisji, żebyśmy mogli podglądać jego wspomnienia, wyobrażenia, sny. Jednak równie wielką pochwałą kina okazała się „Noc amerykańska”, chociaż styl tego filmu jest zupełnie inny, realistyczny.
Wszystko dzieje się w wytwórni Victorine, gdzie w latach  70. jeszcze kręcono filmy w dekoracjach. Życie na planie przypomina wielką rodzinę. Nie ma dziennikarzy, są sami ze sobą – aktorzy, ekipa, reżyser. Wszyscy o wszystkich wiedzą. Tworzą się nowe związki, w scenariuszu, który wszyscy znają,  jest podobnie. Jakby ich życiowe sprawy znajdowały odbicie z filmie. Znając biografię Francois Truffauta wiemy, że  w jego filmach przegląda się też jego własne życie. Wiemy, że był odtrącony przez matkę, przebywał w poprawczaku i poszukiwał opiekuńczego ojca. Te motywy są także w „Nocy amerykańskiej”. Sprawy, których nie rozwiązało życie, znajdują rozwiązanie w filmie, tak w kinie amerykańskim.
W rozmowie z  bohaterem swojego filmu, którego gra Jean Pierre Leaud, Truffaut mówi swoje credo: „Nie rób głupstw, jesteś bardzo dobrym aktorem. Życie prywatne wszystkim przysparza kłopotów. Filmy są bardziej harmonijne niż życie. W filmach nie ma martwego czasu. Filmy pędzą przed siebie jak nocne pociągi. Tacy ludzie jak ty i ja mogą znaleźć szczęście tylko w pracy. Pracy dla kina”.


DYM – reż. Paul Auster i Wayne Wang, 1995, 1h 52min
29 sierpnia 2021, godz. 20.00
Słowo wstępu Grażyna Torbicka i Tadeusz Sobolewski


„Dym” – kameralny film z przełomu wieków, należy do podobnej kategorii co „Rękopis znaleziony w  Saragossie”. Jest to opowieść o tworzeniu się opowieści. Przy czym proces pisania porównany jest przewrotnie do kradzieży, a w filmie odbywa się krążenie przedmiotów. Jedne zostały skradzione przez złodziei, inne – skradzione złodziejom. Wszystko to dla dobra sprawy: żeby mogło powstać opowiadanie wigilijne. Warto dać się zauroczyć temu filmowi. A dla jednej sceny – wymiany uśmiechów między pisarzem (William Hurt) a właścicielem trafiki (Harvey Keitel) – warto ten film zobaczyć ponownie. Po filmie „Lisbon story” wyruszano do Lizbony śladami Wendersa. Po „Dymie” z mapą w ręku szukano na Brooklynie miejsca, gdzie mogła się znajdować trafika. I gdzie wciąż trwał uśmiech Auggiego-Keitela.